
(…) Przy obiedzie małżonka zdiagnozowała u mnie uzależnienie od przekleństw. – Blużdżysz – stwierdziła krótko. – A mi wtedy rosół nie smakuje. Zdziwiłem się, bo akurat była cebulowa. – Klniesz jak skacowany furman – ciągnęła. – To już powoli robi się nie do wytrzymania. Jako delikatna i wrażliwa istota płci żeńskiej stanowczo protestuję przeciwko traktowaniu moich, sam przyznasz, że kształtnych, uszu, jako poligonu dla broni niewątpliwie masowego rażenia, czyli twoich..